Diakonia Twórczo-Muzyczna
DIECEZJI ŚWIDNICKIEJ
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Diakonia Twórczo-Muzyczna Strona Główna
->
Nasze świadectwa
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Wydarzenia
----------------
Inicjatywy
Co w trawie piszczy... ?
----------------
Gitara
Śpiew
Pantomima
Fotografia
Inne
----------------
Wspomnienia z warsztatów
Nasze świadectwa
Hyde Park
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Joasia
Wysłany: Pią 23:02, 07 Mar 2008
Temat postu:
Cześć
Prawie tydzień temu wróciłam z rekolekcji i zastanawiałam się czy cokolwiek pisać, bo tak naprawdę wydaje mi się, że nie ma o czym. To były trudne rekolekcje i muszę przyznać, że jedyną rzeczą, która mnie na nich trzymała była służba i poczucie obowiązku. Zmęczenie fizyczne i duchowe sprawiały, że już w piątek (pierwszy dzień) chciałam jechać do domu. Dziękuję Bogu, że tym mnie zatrzymał Słowem, które idealnie opisywałoby mój stan w czasie rekolekcji była: obojętność, nic mnie nie było w stanie ruszyć. Obojętność zwłaszcza do Boga. Starałam się modlić ale nie mogłam, jeśli już się modliłam to słowa wydawały mi się puste, ale najczęściej było tak, że nie byłam w stanie nic Mu powiedzieć, skleić jakiegokolwiek słowa. Tym w czym wyrażała się moja miłość do Jezusa była służba, tylko tak mogłam Mu powiedzieć, że Go kocham i żeby mnie ratował. Chciałam powiedzieć świadectwo na koniec rekolekcji ale chciało mi się płakać jak słuchałam innych, którzy przeżyli tak wiele, tyle w nich było radości a ja, a ja miałam rozdarte serce. Ja wracałam z poczuciem jakby nic się nie stało. Przepraszam, że tak Wam „smęce” ale gdybym napisała, że było cudownie i wspaniale to skłamałabym. Było pięknie ale ja tego nie odczułam, nic mnie nie było w stanie przekonać nawet do tego żeby pójść do Spowiedzi. Do tego przekonała mnie Joanna Molla, moja najukochańsza Święta.
Chciałabym napisać Wam jeszcze o tym (już nie o rekolekcjach ale do tego doszłam jak wróciłam), że Bóg mnie uratował od alkoholizmu w bardzo niepozorny sposób. Kiedy w domu było tragicznie, w moim sercu pojawiło się pragnienie aby całe moje życie bez alkoholu ofiarować w intencji nawrócenia mojego taty. Teraz wiem, że ta obietnica dana wtedy Bogu jest dla mnie wielkim ratunkiem. Czasami jestem w takim stanie, i tak mi się wszystko wali na głowę, że mogłabym wyjść i się upić ale wiem, że nie mogę bo zasmuciłabym tym Boga- najlepszego Tatę jakiego mam… . Kończę już… . Mam nadzieję, że nie było chaotycznie. Ale najważniejsze to to, że bardzo się cieszę gdy widzę jak Wy jesteście szczęśliwi i to mi daje nadzieję. Dziękuję Bogu i Wam z głębi serca
!!
Kamuś
Wysłany: Pon 16:13, 25 Lut 2008
Temat postu:
Wiecie co?
Muszę Wam coś napisać! Tyle ostatnio mam zmartwień na głowie i w sumie od momentu powrotu z rekolekcji mam takie małe "urwanie głowy". Ale niedawno (a właściwie zaraz po rekolekcjach) postanowiłam sobie, że mimo wszystko będę się starała UFAĆ Panu Bogu. A jak wiecie to nie jest łatwe. I muszę Wam napisać, że z dnia na dzień doświadczam Jego niezwykłej opieki nade mną. Kiedy zaczyna się Mu ufać, znika cały strach. To takie wspaniałe - uśmiechnąć się do problemów i powiedzieć "rób Tatusiu z tym co chcesz"!
On wspaniale wszystkim się opiekuje. A jeszcze jak wczoraj przeczytałam w psalmie 91 (!) "Bo rozkazał swoim aniołom, aby cię strzegli na wszystkich swych drogach. Będą cię nosili na rękach, abyś stopy nie uraził o kamień..." to już w ogóle straciłam wszelkie argumenty, żeby przysłowiowo "wziąć sprawy w swoje ręce"
Wolę Jemu oddać całe moje życie! On układa sobie wszystko tak, jak chce i to jest dużo lepsze rozwiązanie, niż moje własne. I jeśli ktoś z Was tez przezywa taki czas, bardzo intensywny i ma wiele zmartwień to powiem tylko HAKUNA MATATA^^ bo jest Pan Bóg!
Joasia
Wysłany: Nie 20:06, 24 Lut 2008
Temat postu:
Ja mam coś podobnego mimo, że modlitwa stała się dla mnie bardzo trudna to w ciągu dnia idę za natchnieniami serca by odmówić Jutrznię, Modlitwę w ciągu dnia, Nieszpory, rozważyć Drogę krzyżową (zależy) nawet jeśli mi się nie chce
Cieszę się, że to mi sie udaje, dzięki Łasce Boga
bo z moją obojętnością i brakiem wszelkich pozytywnych uczuć to nie dałabym rady. CHWAŁA BOGU
olgsza
Wysłany: Nie 19:12, 24 Lut 2008
Temat postu:
Otóż to Natalko
Boguszów górą
Ale jeszcze nawiązując do Ciebie, to odkryłam w sobie coś podobnego-np. środek dnia,a ja nagle czuje takie pragninie w secu, że odrazu na kolana...tyle, że to trwało do kilku dni po rekolkach,a teraz znów ciężko jest mi się modlić... długo nie wytrzymałam, wiem... Chociaż, wiem, że to tylko i wyłącznie moja wina. Wiecie, na rekolkach modliłam się "Panie Boże zabierz moje lenistwo", teraz słyszę, jak Bóg mówi"Pani Olu, jak Mnie pani będzie słuchać i robić to, co pani każę wtedy kiedy jest na to pora[kazanie ks. Krzysztofa Herbuta] to sama pani zobaczy, że lenistwo przejdzie :] trochę samodyscypliny :] " -tylko, że jakbyście zobaczyli jak bardzo zdezorganizowany jest mój plan dnia to... Pamiętacie pewnie, że trzeba mieć: czas dla Boga, czas na pracę, czas dla innych, czas dla siebie... ja to ostatnie rozciągam na pozostałe...
A tak już zupełnie na marginesie, to ostatnio śnią mi sie głupoty-np. jak dziś, że Łukasz z Irkiem zjedli mi pizzę, którą przyniosła mi Jadwiga... xDDD- na pozór śmieszne,wiem, sama się teraz z tego śmieję, ale jak się obudziłam, to wiecie jaka byłam na nich wściekła!Nie uważam, żeby to było do końca normalne, bo ostatnio łapię sie na tym, że potrafię się na kogoś bez powodu "nakręcić" albo robię z igły widły-a wszystko rodzi mi się w tej głupiutkiej makówce...Nie wiem co z tym zrobić, narazie mogę to tylko oddawać Bogu i polecać się Waszej modlitwie...
Ale teraz pora na resztę- nie tylko na Strzegom!
Kłodzko, Wałbrzych, Wierzbna również zapraszamy do dzielenia
ZPB!
Natalka H.
Wysłany: Nie 14:00, 24 Lut 2008
Temat postu:
Olcia jak już tak naciskasz, to nie mam wyboru
Moje świadectwo raczej nie będzie zbyt długie.
Szczerze mówiąc, myślałam, że te rekolekcje nic nie zmienią we mnie, w moim życiu. Będąc na nich byłam po prostu szczęśliwa, że mogę spędzać czas z Panem Bogiem. I chyba to już zawsze tak jest, że wtedy relacja z Nim odnawia się, że na nowo stajemy sie sobie bliżsi, przez modlitwę, śpiew, ludzi. Sądziłam, że na tym właśnie skończy się moje przeżywanie rekolekcji. Stało się troszkę inaczej
Okazało się to dopiero po powrocie.
Przed wyjazdem moje myśli obracały się wokół zdania : ,, Chciałabym żeby mi się chciało
Strasznie mnie to męczyło, każda jedna modlitwa przychodziła mi z wielkim trudem, raz się udało, następnym razem już niestety nie. I tak to wyglądało, złościłam sie na siebie, że nic nie potrafię z tym zrobić. Że nie potrafię dołożyć serca do modlitwy.
Minęły rekolekcje.
Wróciłam sobie do domu, obudziłam się następnego dnia, przyszła mi myśl o modlitwie, i nagle już nie ma we mnie tej niechęci, mam w sercu pragnienie rozmowy z Panem Bogiem, wstaję i po prostu się modlę. Tak po prostu!! Po jakimś czasie znów myślę o tym żeby sie pomodlić i wciąż mam pragnienie!! Już teraz wiem co zmieniło się w moim życiu, niby mała zmiana, ale jakże wielka dla mnie! Dziś mija tydzień od powrotu i w sercu wciąż jest to cudowne pragnienie. Wiem, że jeszcze dużo czasu nie minęło, ale i tak jestem szczęśliwa. I powiem Wam, że Pan Bóg jest cudowny, bo wie jak człowieka podejść- spełnił moje podświadome oczekiwania względem tych rekolekcji.
Ja wcale nie potrzebowałam na ten czas wielkich rzeczy, rozwiązań moich problemów itd. Pan Bóg dał mi właśnie to, bez czego wciąż stałabym w miejscu i stawałabym się coraz smutniejsza. Nie potrafiłam sie modlić, przez co stawałam się coraz bardziej obojętna na Boże znaki, na Jego obecność, miłość A teraz czuję się taka świeża
Jakby nowa.
Co tu więcej mówić, to tyle ode mnie. Przeżyłam takie swoje małe zmartwychwstanie i za to dziękuję przede wszystkim Bogu, ale też i Wam, bo przecież razem spędzaliśmy ten czas na modlitwie.
Pozdrawiam serdecznie, no i oczywiście czekam na kolejne świadectwa, bo jak na razie to Boguszów powalił wszystkich na łopatki! Strzegom, teraz Wy!!
Buziaki!!!
olgsza
Wysłany: Nie 0:54, 24 Lut 2008
Temat postu:
Ludki dzielić się, bo jak nie, to naskarżę Jadwidze, że diakonia się nie nawróciła...
Kamuś
Wysłany: Wto 23:50, 19 Lut 2008
Temat postu:
hmmm... Myślałam, że nie będę się powtarzać po Oli, ale chyba jednak się powtórzę. Napiszę Wam między innymi to samo, czym dzieliłam się po pierwszym turnusie przed wszystkimi.
Widzicie, ja kiedyś też miałam 17 lat (jak Ola) i też przeżywałam to bardzo emocjonalnie. Właściwie każde moje rekolekcje niosły za sobą bardzo podobne stany ducha. Wielka radość, wręcz euforia, dziwne i niewytłumaczalne uczucie kochania wszystkich za wszystko. I za każdym razem wielka ilość łez, które na tamten czas faktycznie mnie oczyszczały. Lubiłam to. Czego mogła się spodziewać dziewczyna (taka, jak ja) po 2 i pół rocznej przerwie - bez rekolekcji? Tego samego... A to był mój największy błąd... Od początku założyłam sobie jak będą wyglądały te rekolekcje. Łzy, szlochy, spoczynki w Duchu Świętym, najlepiej jeszcze jakieś uwolnienia i uzdrowienia fizyczne... Ot.. taki "mały" dowodzik istnienia Wielkiego Boga. Wydawało mi się, że tylko w ten sposób mogę odczuć Jego obecność. Bo przecież była mi potrzebna Wielka Rewolucja... Bo przecież On widział jak bardzo potrzebne mi były ów "wielkie rzeczy"... Byłam bardzo egoistyczna. Zaplanowałam, że skupię się na sobie, bo niezbędna była mi pomoc. Ja naprawdę czułam się jak umarła. Te rekolekcje miały mnie reanimować. Udowodnić, że to tylko śmierć kliniczna, taka na chwilkę. Kiedy Jadzia oznajmiła mi, że będę animatorką, broniłam się rękami i nogami. Ciężka droga, od płaczu po bunt, doprowadziła mnie jednak do zwycięskiego finału i postanowiłam służyć. Nie było mi łatwo. Wydawało mi się, że taka "chora" duchowo osoba, nie może nikomu dać ani krzty dobra. Dziękuje i wierze, że się pomyliłam. Pan Bóg działał bardzo powoli. On miał czas, ja chciałam wszystko załatwić w jednej minucie. On robił wszystko bardzo powoli, ja chciałam najszybciej jak się da. On był w tym wszystkim bardzo cichy, a ja chciałam głośnego wybuchu. Zresztą całe moje serce krzyczało "POMÓŻ MI". Po pierwszym turnusie (chociaż już wtedy byłam świadoma tego, że nie będzie jak ja sobie wymyśliłam i Pan Bóg działać będzie delikatnie) czułam się lekko zawiedziona. Ciągle coś nie dawało mi spokoju i panicznie bałam się, że skończy się II turnus, a ja wrócę z tym samym problemem do domu. Wielka to była walka, wiecie.
Jestem teraz z Bogiem inaczej niż zawsze. Mam pragnienie mieć Go w sercu i prawdziwie chcę, aby moje serce żyło. Uczę się oddawać Mu każdą najmniejsza sprawę i każdy sektor mojego serca. Pan Bóg mnie pocieszał, ale też dawał poznać konkretne powody, dlaczego czasami czuje się tak, a nie inaczej. Dowiedziałam się, że nie wszystko jest moją winą, ale niektóre rzeczy wynikają z grzechu moich bliskich. Ponadto bardzo mnie ucieszyła wiadomość, że Bóg błogosławi nam w naszych intencjach, dlatego nasze upadki wcale nie muszą sprowadzać na nas wielkiego nie przebaczenia ze strony Ojca. Uczę się dawać Panu Bogu czas. "Każda sprawa pod niebem ma swoją porę" (Koh. 3; 1)
Uczę się ufać Jemu tak, jak On ufa mi. Chce wybierać życie i błogosławieństwo!
Jeśli chodzi o pantomimę - włożyłam w nią całe serce. Wiedziałam, jak poruszyła mnie kiedy po raz pierwszy ją zobaczyłam i chciałam komuś też ofiarować te kilka chwil. Ta pantomima to moje życie. Dokładnie tak, jak zagrałam. Długa jeszcze droga przede mną Kochani. Nie chcę nic obiecywać ani Wam, ani tym bardziej Panu Bogu. Mogę się postarać, aby moje życie było kolorowane przez Jezusa. I dziękuje Wam, ze mi pomagaliście „po cichutku, jak św. Mikołaj” :* Dziękuje Olu, że mnie wysłuchałaś i pomogłaś powiedzieć Złemu „nie”. Asieńko, że znalazłam w Tobie prawdziwego Przyjaciela. Łukasz – za uśmiech i Twoje „będzie dobrze” (wow), Irek - za ciężką prace i odczucie, że nie jestem Ci obojętna, Asiu – za bliskość duchową, Natalko – za trzeźwe spojrzenie, Maciek – za Twoją szczerość i odwagę, Maksiu – za braterska miłość i poczucie humoru, Michał – za dobre oczy, Saba – za odwagę, wspólne łzy i miłość, która zrodziła się w jednej chwili, Jacku – za batoniki^^ Jadziu – za rozmowę, która okazała się niezwykle potrzebna :*Wszyscy otwieraliście mi drzwi, kiedy ja je zamykałam. Wiele jest jeszcze osób, którym powinnam podziękować, ale to dzielenie byłoby tak długie, że nie zdołalibyście dotrwać do końca, gdybym chciała te wszystkie osoby wymieniać. Staliście się narzędziami w rękach Bożych:* Kocham Was:* Bóg z Wami!
olgsza
Wysłany: Wto 0:53, 19 Lut 2008
Temat postu: Rekolki zima 2008
Wiem, że jeszcze jeden turnus rekolekcji przed nami, ale z tego co mi wiadomo, diakonijnych osób wiele na nim nie będzie( czy w ogóle będzie ktoś oprócz Irka?
). Poza tym widziałam, że Asia już napisała świadectwo, więc pomyślałam, że dobrze by było osobny temacik założyć i sobie tu w nim "śmiecić" tym wszystkim, co z tymi rekolkami związane
Pozwólcie, że ja naśmiecę pierwsza
A więc(pozdrowienia dla wszystkich polonistów
) jadąc do Świdnicy oczekiwałam chyba jakiegoś welkiego BUM, albo, nie wiem kolejnego cudu nad Wisłą czy czegoś w tym rodzaju...Myślałam, że będzie tak jak zwykle- że Bóg choćby w jednej kwestii zrobi w moim życiu rewolucję i wrócę "nawiedzona"(czyt. przemieniona,odnowiona,radosna itp.) czy coś w tym rodzaju...ale się przeliczyłam...tzn. Zasada nr 1-niczego nie oczekiwać, a ja chyba postawiłam Bogu i sobie zbyt wysoką poprzeczkę-potem zamiast miłej niespodzianki, dostaję rozczarowanie...
Ale nie, żeby "rekolekcje do poprawki" jak to mówi Jadwiga, co to,to nieee...Bo to, że nie było przewrotu, to nie znaczy, że Bóg nie działał! Działał, nadal działa, tyle, że przychodzi "w lekkim powiewie"
jest super delikatny
Pierwszy "zonk" jakiego doznałam na rekolkach- Ola-animatorka (że co?że niby ja?JA?!JAA?!!!Ja tu z własnymi problemami przyjechałam, a Ty mi Boże zrzucasz na głowę 5 osób?!). Jednak szybko sie przekonałam, że prawdziwa Służba,taka przez wielkie "S" jest błogosławieństwem i to jakim!Chwała Bogu za moją małą grupkę( zwłaszcza za tą z drugiego turnusu:P ). Poświęcić sie innym, czy raczj Bogu, który mieszka w innych ludziach to normalnie kosmosss... serio, serio.
Drugi zonk: Wy
Kurka, odkryłam, że w każdej chwili coraz bardziej się w Was zakochuję
centralnie ( wybaczcie denne słownictwo, po pantomimie mi zostało-"ale zajawka była,nie?"
)
za każdym z Was szaleję, ale jak Was widzę wszystkich "w kupie" (
) to normalnie flower power
Na tych rekolkach zauważyłam, że macie na mnie duży wpływ-nie chodzi tu tylko o to, co mówicie(bo tu to pełna demoralizacja
haha
), ale o to, że niczyj nastrój nie udziela mi sie tak jak Wasz! Serio! Serce mi się kraje, jak widzę, że komuś z was jest ciężko(mimo, że czasem nie potrafię tego okazać, to w środku normalnie się duszę), za to zacieszam jakby mi gazem rozweselającym pojechali, gdy widzę, że ktoś z Was "wraca do życia"
Dzięki, że mogę Was coraz lepiej poznawać, "ścierać się"(pozytywnie oczywiście) itd. Dziękuję Bogu za Was
Kocham Was szaleńcy moi
Wiem, że sie powtarzam, ale juz tak mam
Kolejny zonk: pantomima
WOW! Siniaki do tej pory mam... w zasadzie to dopiero teraz sie ujawniają
posadzka w kościele to jednak nie to samo co panele w internacie
Ale, żeby nie było, że tylko pantomimą sie zachwycam (
), to muszę wspomnieć rzecz jasna o muzyyyyceee... jedność, Jedność, JEDOŚĆ! Tak, Łukasz ma racje "warto jeździć na warsztaty, żeby potem taką jedność poczuć"-si!si!si! (zresztą, na warsztaty warto jeździć tez z innych względów, ale to nie ten temat
) Słowem to: Jesus is great, że to wszystko tak pięknie poukładał
jak zawsze zresztą
Jeszcze jeden zonk... może nawet nie tyle zonk, co takie fajne spostrzeżenie...nie no zonk
xD Chodzi o to, że byłam zła na siebie i nie akceptowałam siebie(nie,nie chodzi o te biodra!
), bo zawsze chciałam być rozważna, poukładana, spokojna i ...poważna? No, a sami wiecie jaka jestem... (Poważna to jestem chyba tylko jak śpię
) Ale!Ale! Bóg mi pokazał i cały czas pokazuje i pozwala odczuć to, że mogę być taką wariatką i "Olką-krejzolką" nie do końca poważną(czy raczej nie do końca niepoważną
), trochę sprawiającą wrażenie jakby jej którejś klepki brakowało, albo paplającą długo i bezsensu(jak np. teraz...
), ale jednocześnie posiadać wewnętrzny pokój i spokój i powagę ducha i w ogóle przeciwieństwo tego jaka jestem na zewnątrz... Nie uważam, że to, że jestem własnie taka a nie inna,jest jakąś chorobą, tylko po prostu taki mam sposób bycia...(czasami paskudnie wredny, za co Was przepraszam...)Bóg chyba nie chce mieć samych poważnych smutasów na świecie
...? Jeśli ktoś z was jednak uważa, że z Kali jest coś nie tak to prosze o kontakt(i wtyczkę
)
Nie, no serio, doceniam wszelkie rady (zwłaszcza te dobre
)
Cos jeszcze? a no tak, optyistyczny akcent na koniec
Dziś ks. Krzysztof mnie podbudował mówiąc, o tym ,że jeżeli prosimy Boga o pomoc, to On nam pomoże, tylko nie oczekujmy, że zrobi to dokładnie tak, jak my bysmy tego chcieli-to rozwiało wszelkie moje obawy, że skoro nie było "BUM" to Bóg nic nie zrobił itd. Bo Zrobił i nadal robi i wiem, że robić będzie-i bardzo tergo pragnę
. I jak zwykle kto się rozpisał? No kto? No wiadomo, że Ola... dość, Wasza kolej, a spróbujcie milczeć to jak Was dorwę...
Jeszcze raz dzięki za wszystko-Bogu i Wam
Pax!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin